- Pośpiesz się Ivy! Pat już na nas
czeka – dwie dziewczyny przepychały się przez chodnik. Były niskie – półtora
metra nad ziemią. Jedna pociągnęła drugą za rękaw do zaułka. Szybko stuknęła
ręką w trzy cegły i poczekała aż ukażą się drzwi. Druga stała na straży i
pilnowała czy nikt nie widzi.
Kiedy wejście się pojawiło, obie
dziewczyny z pośpiechem weszły do środka. Odetchnęły z ulgą i zdjęły kurtki.
Teraz dobrze widoczne było ich podobieństwo, a raczej fakt że były identyczne.
Obie rude o zielonych oczach, kwadratowych twarzach i wystających kościach
policzkowych. Ubrane były w brudne stare spodnie i ręcznie robione swetry.
Z pomieszczenia obok wyszedł rosły
mężczyzna około czterdziestki. Miał gęste ciemne włosy i trzydniowy zarost.
Brązowe oczy otoczone miał ciemnymi rzęsami, a pod nimi cienie. Ręce pokryte
miał tatuażami znaków. Na widok bliźniaczek uśmiechnął się szeroko.
- Nareszcie! Już myślałem że
strażnicy was dopadli. Obiad jest gotowy, chodźcie! – machnął na nie ręką i
wrócił do pokoju. Dziewczyny podążyły za nim. Jedna z nich kurczowo przyciskała
do piersi bochenek chleba. Weszły do pomieszczenia służącego za kuchnię. Przy
jednej ścianie ustawione były szafki i stara kuchenka, a pośrodku pomieszczenia
stał solidny stół z czterema krzesłami. Na nim stały talerze z szarą zupą,
która nie była ani smaczna, ani zdrowa. Z drugiej strony stała rozkładana
kanapa, która zazwyczaj służyła domownikom za łóżko.
- Pat! Spójrz! Na ulicy był
handlarz i miał świeży chleb! Pomyślałam że urozmaicimy trochę nasz jadłospis – powiedziała niechętnie patrząc w stronę znienawidzonego obiadu, który od
kilkunastu lat jest ich codziennością. Jedynie w niektóre dni udaje się zjeść
coś innego niż śmieciową.
- Ivy to cudownie. Pokrój chleb, a
ty Viv siadaj już do jedzenia – powiedział Pat i sam zajął miejsce przy stole.
– Jak tam sytuacja?
- W tym tygodniu wysiedlili trzy
całe rodziny plus kilku samotników. Niestety, byli wśród nich Smash’owie. Koniec
z tymi pysznymi rogalikami co niedzielę – odrzekła Viv przebierając łyżką w
zupie. Ivy położyła pokrojony chleb przed siostrą i Patem, po czym zajęła swoje
miejsce. Wszyscy od razu zostawili śmieciową na rzecz pachnącego pieczywa.
Mężczyzna jęknął na słowa dziewczyny. – Ale są też dobre wieści. W Ruchu
usłyszałam, że strażnicy na jakiś czas zaprzestali poszukiwań w naszej
dzielnicy. Podobno królowa gdzieś wyjeżdża i wstrzymała na razie poszukiwania.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć –
skrzywił się Pat, biorąc do ust trochę obiadu.
- Och, czy ty zawsze musisz
dopatrywać się dziury w całym? – spytała radośnie Ivy.
- Ja tylko jestem realistą. Od
szesnastu lat nie odwołała ani razu poszukiwań, a założę się że wyjeżdżała nie
raz. Dlaczego zrobiła to teraz? – Pat ściągnął brwi. Pomiędzy nimi pojawiła się
pionowa zmarszczka.
- Może w końcu odpuściła nas
sobie? Albo stwierdziła, że skoro nie odnalazła nas przez tyle lat, to może
zmarłyśmy gdzieś z głodu? – wtrąciła Viv.
- Nie mów tak. To na razie wam nie
grozi – Pat skończył jedzenie i zabrał talerze dziewczyn do prowizorycznego
zlewu. – Mi się wydaje, że ona coś kombinuje. Możliwe, że wpadła na jakiś trop
i próbuje nas zmylić.
- Pat, przestań. Zaczynasz
wariować. Po prostu odwołała straże. Mamy co świętować nie? W końcu ja i Ivy
będziemy mogły pokazać się na ulicy bez kapturów. Już zapomniałam jak wygląda
świat bez materiałowej obramówki – powiedziała Viv i wstała od stołu.
- Nie chce żeby was dopadła. Od
zawsze tego pilnuje i to nie może pójść na marne przez głupie przeoczenie.
- Nic nam nie będzie, zobaczysz.
Nie po to uczyłyśmy się samoobrony, co Viv? – zażartowała Ivy. Wiedziała, tak
samo jak jej siostra, że obie są marnymi wojowniczkami. Kiedyś Pat przywiązał w
salonie do sufitu tani worek treningowy, ale skończyło się na tym, że obie
dostały nim po twarzy.
- Jasne, przecież damy sobie radę –
potaknęła jej siostra i obie roześmiały się w tym samym momencie.
Pat pokręcił ze zrezygnowaniem
głową i uniósł ręce w geście poddania.
- Dobra, wygrałyście. Jak was
złapie, to ja nie będę was ratował! – potargał czupryny dziewczyn i wyszedł z
pokoju.
Siostry spojrzały po sobie i
zaczęły piszczeć. Żadna z nich nie pamiętała sytuacji odwołania straży i obie
były podekscytowane możliwością normalnego spaceru.
- To co? Idziemy? – zapytała Ivy.
- Jeszcze się pytasz? – zaśmiała
się Viv i obie chwyciły swoje kurtki, po czym wyszły z domu.
Tym razem było jednak inaczej.
Żadna nie założyła kaptura i ich rude włosy były teraz bardzo widoczne. Nadal
się śmiejąc, dziewczyny zaczęły rzucać się śnieżkami i wybiegły na ulicę.
Większość budynków było zabitych deskami. Co chwila ktoś był
wysiedlany albo zabijany, więc coraz mniej opłacało się otwierać jakiś biznes.
Jedynie kilka sklepów było otwartych. Terface który był cukiernią, chociaż słodycze
tam były koszmarnie drogie, Bud’s czyli mięsny i inne. W dzielnicy był też
jeden bar należący do najlepszego przyjaciela Pata – Trey’a.
To właśnie tam skierowały się
bliźniaczki. Z radości chciało im się śpiewać, ale wiedziały że to surowo
zabronione. Trzymały się blisko ściany i wkrótce były w głównym miejscu
dzielnicy – placu Wybawicielki. Stąd było już bardzo blisko do baru. Ivy
zaczęła kopać kamień butem, a Viv podziwiała dobrze jej znane widoki. Cztery
ulice ich dzielnicy zbiegały się właśnie tu. Na środku był pomnik Królowej,
jakby była jakąś boginią. To tutaj były także wszystkie sklepy.
Dziewczyny były już w połowie
placu, gdy wybuchło zamieszanie. Nagle tłum zaczął przepychać się w przeciwną
stronę do kierunku bliźniaczek. Kilka osób zaczęło krzyczeć. Dziewczyny nie
wiedziały co się dzieje, dopóki ktoś nie wrzasnął „Strażnicy!”. Przerażone
spojrzały po sobie. Ivy miała strach w oczach, więc Viv podjęła błyskawiczną
decyzje. Zaczęła się przepychać na zewnątrz placu. Tam było wiele zaułków gdzie
można się ukryć. Gdyby im się poszczęściło to może trafiłyby do takiego gdzie
byłoby zejście do tuneli. Wzrost ułatwił im ucieczkę i chwilę później były już
przy ścianie sklepu.
- Ivy do zaułka, szybko! –
powiedziała drżącym głosem Viv popychając swoją siostrę przodem. Sama chciała
ruszyć za nią, ale jakieś silne ręce chwyciły ją w pasie. Zaalarmowana zaczęła
się wyrywać, ale szybko zorientowała się, że nie uwolni się ze stalowego
uścisku. Odwróciła głowę i z przerażeniem potwierdziła swoje przypuszczenia, że
trzymał ją strażnik. „Pat mnie zabije, o ile nie zrobi tego królowa” pomyślała
szukając w zaułku siostry. Pocieszyła się myślą, że Ivy się nie ujawniła, i królowa
nie będzie mieć ich obu.
Strażnik krzyknął coś do
towarzyszy i zaciągnął Viv do samochodu z godłem Królowej. Tam związał
dziewczynę i założył jej worek na głowę. Ostatnie co widziała Viv to była stokrotka
wyrastająca spomiędzy płyt.
~~
Ivy odwróciła się i zobaczyła
strażnika trzymającego jej siostrę. Sama nie była widoczna, i mogła zostać w
ukryciu. Jednak niewiele myśląc rzuciła się w ich kierunku. Mało brakowało, a
wybiegłaby z cienia, jednak powstrzymały ją męskie ręce. Przerażona myślą że to
kolejny strażnik zaczęła kopać go po nogach. Gdy jednak usłyszała przekleństwo
z akcentem dzielnicy, odwróciła głowę i ujrzała chłopaka starszego od niej o
może dwa lata. Nie miał munduru, tylko brudny płaszcz. Jedną ręką zakrywał jej
usta, a drugą trzymał Ivy żeby się nie wyrwała.
- Cicho – szepnął. Ivy z bólem
patrzyła jak strażnik zabiera jej siostrę. Związał ją i założył worek na głowę
a potem odjechał. Dopiero wtedy chłopak ją puścił. Ivy odwróciła się i bez
zastanowienia uderzyła go w pierś. Zaskoczony chłopak cofnął się o krok.
- Jak mogłeś! To była moja
siostra! Przez ciebie jej nie pomogłam! Przez ciebie ją zabrali! – wysyczała
powstrzymując łzy. Chłopak wyszedł z cienia i pokazał twarz. Był wysokim
blondynem o zielonych oczach z kapką żółci. Miał kwadratową szczękę i proste
zęby. Ubrany był w długi czarny płaszcz.
- Uspokój się! I tak byś jej nie
pomogła, a złapali by na dokładkę ciebie. To nie jest zbyt dobry układ nie? –
powiedział opierając się o ścianę. Jego oczy przypominały teraz kocie.
- A lepszy jest taki w którym
zostawiłam siostrę bez pomocy skazując ją na śmierć? – zapytała z wyrzutem.
Odgarnęła włosy z twarzy, które teraz zasłaniały jej widok.
- Lepszy, bo teraz możesz
zaplanować jej odbicie. A tak na marginesie jestem Will – rzucił.
- Odbicie? Z księżyca się urwałeś?
Nikt nie wyjdzie z więzienia królowej bez jej ułaskawienia. A obydwoje dobrze
wiemy, że ona nigdy go nie daje. A na pewno nie da go mojej siostrze. Usiadła
na cegle i podparła głowę na dłoniach. Pat
będzie wściekły. Co ja mam zrobić?
- Nie był bym tego taki pewien.
Masz jakieś imię? – podszedł do niej i pochylił się nad nią. Wciągnęła
gwałtownie powietrze.
- Co masz na myśli? – zapytała, po
czym dodała – Jestem Ivy.
- Ślicznie. Znasz jakieś miejsce
gdzie można bezpiecznie pogadać?
~~~~
No to mamy jedynkę. Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod prologiem.
Do następnego :)